Bo któż, jak nie wąż, był pierwszym marketerem?
Marketing. Można powiedzieć, że bez niego żadna firma, pragnąca odnieść sukces na rynku, nie jest w stanie się obejścć. Z jednej strony słyszymy, że to bzdura, lanie wody, oszustwo czy skrupulatnie dopracowana manipulacja. Słyszymy, że marketing służy tylko do „wciśnięcia” produktu klientowi. Ale czy tak jest naprawdę? Czy naprawdę są to działania zmierzające do oszukania klienta? Nie byłabym tego taka pewna.
Osoby zajmujące się marketingiem doskonale wiedzą, że aby produkt znalazł się w zasobach klientów, należy szczegółowo zaplanować szereg działań. I nie chodzi tu tylko o informowanie klientów o nowym produkcie, czy skłonienie ich do tzw. aktu zakupu.
Ale tak, zgodzę się z tym, że niektóre firmy oparły swoje działania marketingowe jedynie na słowach kluczach takich jak: PROMOCJA, WYPRZEDAŻ, OBNIŻKA czy LIKWIDACJA kolekcji. W ostatnim czasie możemy zauważyć jak magiczne są to słowa, jak potrafią przyciągnąć klientów. Wystarczy, że na witrynie sklepowej pojawi się jedno z wymienionych powyżej słów, a liczba klientów przerasta wszelkie oczekiwania sprzedających. W sklepie zaczyna się robić tłum podekscytowanych klientów mających nadzieję na wielką okazję. Zebrany tłum powoduje napływ coraz to większej liczby klienteli, gdyż MY ludzie przecież jesteśmy tak nauczeni, że podążamy za tłumem i kurczowo trzymamy się zasady społecznego dowodu słuszności. I nieważne, że proponowane przez niektóre sklepy „zachęty” są delikatnie mówiąc żenujące, ważne jest to, że otrzymamy coś po obniżonej cenie lub bon rabatowy na kolejne zakupy.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po ostatnich zakupach otrzymałam rabat… 30 groszy na zakup pomidorów papryczkowych czy pomarańczy oraz rabat 3 zł na zakup proszku do prania PERSIL. Najpierw pomyślałam, że to jakiś żart, że to nie może przecież działać, a jednak…
i trzeba przyznać, że to działa… z wielką mocą.